Św. Jan Maria Viannej, cz. 1 - proboszcz z Ars

10/10/2021

Doskonały biograf Ks. Vianney'a, znający Świętego osobiście, ks. Alfred Monnin, swoją opowieść o życiu i dziełach św. Jana rozpoczął słowami: "bez żadnego wykształcenia". Te słowa odnosiły się do rodziców św. Vianney'a, którzy przyszli zapisać syna w księdze chrztów w rodzinnej miejscowości Dardly (niedaleko Lyonu). Faktycznie, św. Jan pochodził z rodziny chłopskiej, nie posiadającej "żadnego wykształcenia", jednak głęboko wierzącej i mądrej Bożą mądrością. 

Św. Jan, dorastając w otoczeniu ludzi głęboko wierzących i żyjących na co dzień Słowem Bożym, był dzieckiem radosnym, posłusznym, modlącym się często i z całego serca.

Od najmłodszych lat był bardzo towarzyski, a Jego łagodna natura, niezwykle dobre serce i otwartość zjednywały Mu przyjaciół. Prócz tego uważnie słuchał czytań liturgicznych, rozmyślał nad słowami modlitw, których uczyli Go rodzice i miał wybitny talent do wygłaszania "kazań". Gdy po Mszy niedzielnej i obiedzie rodziców odwiedzali przyjaciele i sąsiedzi, św. Jan bawił się w sąsiednim pokoju z rodzeństwem i pozostałymi dziećmi. Każda zabawa miała swój stały element: Janek stawał na stołeczku przed siedzącymi na wprost niego dziećmi i wygłaszał płomiennym tonem z odpowiednią gestykulacją rąk "kazanie" - było ono powtórką homilii usłyszanej w tym dniu w kościele. Czasem tak się zapalał w kaznodziejstwie, że tracił równowagę i groził Mu upadek z kazalnicy. W sąsiednim pomieszczeniu zapadała wówczas cisza i dorośli powiększali grono słuchaczy. Od najmłodszych więc lat trwało wśród ludzi przekonanie, że Jan zostanie księdzem. Niestety, bieda w domu i wysokie opłaty związane z nauką wciąż uniemożliwiały Mu rozpoczęcie realizacji jego jedynego marzenia - by służyć Chrystusowi w kapłaństwie.

Naukę rozpoczął skończywszy 18 lat. Wówczas proboszcz z sąsiedniej miejscowości Ecully podjął się nauczenia Jana czytania i pisania, a następnie prowadził dalszą Jego edukację. W klasie zawsze więc miał Jan kolegów dużo od Niego młodszych.

Nie był przywykły do nauki i szła Mu ona bardzo opornie. Najwięcej problemów miał z łaciną, bez opanowania której niemożliwe byłoby Jego kształcenie na kapłana. W tamtych czasach nie uczono w seminariach przedmiotów w językach ojczystych, ale po łacinie. Ks. Karol Balley nie poddawał się jednak widząc prawdziwe i głębokie powołanie swego podopiecznego. Często Jan załamywał się uważając się za tak tępego, że niezdatnego do opanowania materiału. Wówczas Ks. Balley podtrzymywał Go i dokładał starań, by Jan się nie załamał i nie wrócił do domu rodzinnego, skąd już nie pozwolono by Mu odejść i ponownie spróbować. Wiele łez i wyrzeczeń kosztowało Go przygotowanie do kapłaństwa. Analizując biografie Świętych możemy zauważyć, że prawie każdy Święty na swojej drodze miał ludzi, którzy swoją postawą, pracą, wsparciem pomogli Mu dojść do upragnionego celu. Ważne jest również, by zwrócić uwagę, jak bardzo Oni sami w tych problemach oddawali się Bogu: nie osądzali Boga, nie oskarżali, nie zarzucali Mu niczego; mimo łez i problemów w pokorze serca trwali u stóp krzyża.

Jednak Jego problemy dotyczyły nie tylko samej kwestii nauki. Dużą rolę odegrały tu decyzje Napoleona, na mocy których pobór do wojska obejmował również uczących się seminarzystów. Gdy pewnego dnia Jan dostał wezwanie, przejął się tym tak bardzo, że zmogła Go gorączka. Został wysłany do szpitala polowego i tam poddany leczeniu. Rodzina i przyjaciele odwiedzali Go codziennie, dbali o Niego tak, że po kilku tygodniach mógł założyć plecak i wyruszyć na pole bitwy. W dniu, kiedy był wyznaczony wymarsz, Jan poszedł do kościoła, by modlić się. Nie wyobrażał sobie, że mógłby kogokolwiek zranić, co dopiero zabić. Wpatrzony w tabernakulum nie zauważył, że minął czas wymarszu. Gdy ocknął się, jego oddział dawno odmaszerował. Zawstydzony i przerażony zgłosił się w namiocie dowódcy, który niesamowicie nakrzyczał na Niego i zagroził aresztem. Obecny w namiocie inny oficer zwrócił koledze uwagę, że jednak Jan nie uciekł, ale stawił się na rozkaz, mimo, że tak późno. Zły dowódca kazał Janowi zabrać ekwipunek żołnierski i biec we wskazanym kierunku za oddziałem. Jan szybko wybiegł z namiotu i co sił w nogach pędził przed siebie. Szybko jednak stracił siły, a po pewnym czasie zgubił drogę. Zdezorientowany błąkał się po lesie. Był tak osłabiony, że ledwo trzymał się na nogach. W takim stanie znalazł Go pewien młody człowiek, który zaprowadził Jana do maleńkiej chatki ukrytej w lesie, gdzie niemłode małżeństwo przyjęło Go na noc. Tak stał się dezerterem.

Sanktuarium Najświętszej Rodziny w Zakopanem
Jezu, ufam Tobie!
Powered by Webnode
Create your website for free! This website was made with Webnode. Create your own for free today! Get started