Św. Jan Maria Vianney, cz. 3 - niższe seminarium w Verriers

10/10/2021

25-letni Jan często przerywał naukę i siedział głęboko zamyślony. Wówczas Ks. Balley mawiał: "Trzeba się modlić i pokutować". Obaj tak czynili. Jan z trwogą spoglądał na umartwienia i pokuty swego Mistrza, ale też w skrytości serca pragnął gorąco go naśladować. Gospodyni Proboszcza Balley'a też z trwogą przyglądała się ascetycznemu stylowi jego życia. Asceza, modlitwa, cierpienie spowodowane biczowaniem się w nocy czy noszenie włosienicy, to były sposoby Ks. Belley'a na wyproszenie Bożego Miłosierdzia dla Francji i świata. Jednak Janowi nie pozwalał Proboszcz na to, by wszedł na jego drogę. Wciąż powtarzał, że dla niego krzyżem jest na razie nauka.

Było to bolesną prawdą. Jan dużo zapomniał z tego, co nauczył się przed powołaniem do wojska Napoleona, a teraz w szybkim tempie musiał przyswoić dużo nowych i trudnych wiadomości.

Pewnego dnia na wiosnę 1812 roku Jan został wezwany do domu, by pożegnać się z bratem, który za niego wyruszał z wojskiem na Rosję. Prosił Boga, by przyprowadził brata bezpiecznie do domu. "Na pewno wrócę po część spadku, której zrzekłeś się dla mnie" - powiedział Franciszek śmiejąc się do brata. Jednak Jan miał przeczucie, że już go więcej nie zobaczy. Przeczucie to miało stać się faktem, który w sercu Jana wyżłobił głęboką, do śmierci bolącą ranę.

Jan chodził już w sutannie, ponieważ Ks. Balley zatroszczył się o pozwolenie. Nosił też tonsurę. Późną jesienią 1812 roku rozpoczął kurs filozofii w pobliskim Verrieres w niższym seminarium. Spotkał tam swoich dawnych znajomych - był Donnet, Declas i Duplay. Wykłady prowadzone były po łacinie i Jan mógł z nich zrozumieć bardzo niewiele. Jego odpowiedzi na zadawane pytania kwitowane były przez klasę wybuchem śmiechu. To działało na Jana powalająco - jak wspominał po latach, opadał wówczas na ławkę półprzytomny ze stresu.

Pewnego razu Duplay dla żartu - bardzo bolesnego - wręczył Janowi kartkę z ustępem z Pisma Świętego mówiąc, że słowa Biblii na pewno Go pocieszą. Jan, w prostocie swego serca, które zawsze widziało dobro, ze wzruszeniem podziękował koledze za ten akt dobroci i koleżeńskości. Od razu sięgnął po najbliższy egzemplarz Pisma i odszukał wskazany tekst: "Issachar - osioł kościsty, będzie się wylegiwał ufny w swe bezpieczeństwo. Widzi on, że dobry jest spoczynek, a kraj uroczy; ale będzie musiał ugiąć swój grzbiet pod brzemieniem i stanie się niewolnikiem, pędzonym do pracy" (Rdz 49, 14 - 15). Porównanie Jana do leniwego osła stającego się sługą wszystkich było niezwykle krzywdzące. Jan przez moment wzburzył się wewnętrznie, znów poczuł słabość, zbladł i drżącą ręką odłożył Biblię. Jednak niemal od razu można było na Jego twarzy wyczytać wyciszenie i głębokie poczucie pokory i pogodzenia się z faktami.

Koledzy byli bezlitośni domagając się wyjaśnień co do przeczytanego tekstu i śmiejąc się głośno z Jana urągali mu. Jednak Champagnat stanął w obronie kolegi. Gdy przeczytał ów ustęp w Piśmie Świętym wpadł w gniew. Jan próbował nieśmiało bronić swego oprawcę twierdząc, że ostatecznie ma on rację. Champagnat pozostał jednak nieprzejednany i podetknął żartownisiowi Biblię pod nos nakazując mu przeczytać werset 17 Księgi Rodzaju, który odnosił się do niego: "Dan (...) będzie jak wąż na drodze, jak żmija jadowita na ścieżce, kąsająca pęciny konia, z którego jeździec spada na wznak". Duplay dopiero pod koniec dnia odważył się przeprosić Vianney'a, ale nigdy już nie odważył się Mu urągać.

Po tej przykrej historii Champagnat coraz częściej przebywał w towarzystwie Jana i pomagał Mu w nauce. Ponieważ wkrótce stało się jasne, że uczniów z problemem rozumienia łaciny jest jeszcze kilku, zaczęto dla nich specjalnie prowadzić lekcje filozofii po francusku. Jednak lekcje wciąż były trudne... Gdy nauka dla Jana stawała się coraz cięższa, szedł On do kaplicy, klękał w kąciku i w ciszy błagał Boga o pomoc.

Jakże pięknym przykładem dla nas jest ów Święty. Człowiek jak my - z problemami, niedoskonałościami, wpadający w gniew, doznający przykrości... Dlaczego On został świętym, a nam do świętości tak daleko? Trzeba się zatrzymać w pewnym momencie i spojrzeć na życie danego Świętego z perspektywy i w zwolnionym tempie. Samo przyswojenie sobie faktów z danego życiorysu nie da nic. Może poszerzy wiedzę, ale komu i na co ją sprzedać, skoro brak w niej refleksji prowadzących do Nieba?

Jan poczuł wzburzenie, może gniew, gdy został wyśmiany, poniżony i wytknięto Mu publicznie brak zdolności. Nie mógł zgodzić się z zarzutem, że jest leniwy, bo przecież dokładał wszelkich starań, aby nauczyć się łaciny i przedmiotów obowiązujących na studiach. To nie Jego wina, że nie mógł opanować materiału tak, jak Jego koledzy. Naturalna była Jego reakcja obronna. Jednak Jan na co dzień przebywał w towarzystwie Boga, znajdował czas, aby przed Jego Obliczem, nawet podczas pracy na polu czy w gospodarstwie, przyglądać się sobie odbitemu w Bogu. Zastanawiał się nad swoimi popędami, reakcjami na dane sytuacje, nad swoimi myślami. Miał głęboką świadomość samego siebie. Wiedział, że gdy zostanie obrażony, Jego zranione uczucia wybuchną. Dlatego oddawał tę sprawę Bogu, rozmawiał z Nim na temat swojej porywczości i pytał: Jezu, co Ty byś w takiej sytuacji zrobił? A następnie na podstawie Ewangelii i Ksiąg Mądrościowych Pisma Świętego, zwłaszcza - co oczywiste, Nowego Testamentu, w spokoju, bez emocji i pośpiechu, przyglądał się jak Bóg daje Mu wskazówki, rady, napomnienia, jak pokazuje Mu co On by zrobił na miejscu Jana. I Jan rozmyślał o tych Bożych radach i przyjmował je do swego serca i do swojej świadomości. Gdy przytrafiła Mu się przykra sytuacja, w naturalny, ludzki sposób wzbudzała w Nim reakcję obronną, ale od razu - na podstawie wcześniejszej pracy nad własną duszą i własną świadomością - emocje te wyciszały się, a rolę główną zaczynała grać pokora. To była taka zwykła, naturalna, z serca płynąca pokora. Gdy pokora jest budowana na takiej bazie, jak przedstawiona wyżej, nie męczy ona człowieka i nie jest mu niemiła. Nie wzbudza w człowieku reakcji obronnej i niechęci, ale jest czymś przepojonym miłością Boga i wręcz ma posmak słodyczy.

Św. Ludwik z Grenady, żyjący w XVI wieku, na temat prawdziwej pokory mówił: "Gdy cię chwalą, zastanów się w prawdzie przed sobą i Bogiem, czy rzeczywiście posiadasz talenty i czy rzeczywiście dokonałeś czynów, za które cię chwalą. Jeśli NIE - miej odwagę powiedzieć to chwalącym cię ludziom. Jeśli TAK - podziękuj za pochwały ze szczerego i radosnego serca i powiedz ludziom, że dokonałeś takiego czynu, gdyż Pan podał ci pomysł i pomógł go zrealizować, że to On dał ci talenty i uczy cię je z pożytkiem wykorzystywać".

Sanktuarium Najświętszej Rodziny w Zakopanem
Jezu, ufam Tobie!
Powered by Webnode
Create your website for free! This website was made with Webnode. Create your own for free today! Get started