Św. Jan Maria Vianney, cz. 2 - droga do wolności

10/10/2021

Cesarz Francji, Napoleon, z którym jedni łączyli wielkie nadzieje, dla innych był okrutnikiem, mordercą, człowiekiem-bestią. Był piastunem Terroru, który we Francji złamał wiarę w Boga. Rękoma rewolucjonistów palił kościoły, zabijał kapłanów oraz osoby zakonne, kasował zakony, zabraniał modlitw, wypowiedział również posłuszeństwo Papieżowi, za co został ekskomunikowany. Skutki takiego postępowania widoczne są we Francji do dnia dzisiejszego, bowiem wiara nie ma w życiu współczesnych Francuzów ważnego miejsca, a słowa i decyzje kolejnych Papieży są kwestionowane i dyskutowane w formie mocnej krytyki.

W czasach św. Vianney'a Francja mocno krwawiła. Młodzi mężczyźni miast uprawiać pola, doglądać winnic, pracować w różnych zakładach czy prowadzić własne interesy, kochać żony i wychowywać dzieci, przybierali mundury i w imię niszczycielskich ambicji swego wodza ginęli w Prusach, Austrii, górach Tyrolu - na wielu frontach. Wiele pól nasiąknęło krwią Francuzów i podbijanych przez nich narodów. Jan, biedny chłopak z ubogiej wioski Dardilly, którego jedynym marzeniem było służyć Bogu i kochać Go, nie zastanawiał się nad polityką, dlatego siedząc w izbie leśnego domostwa z przerażeniem słuchał, jak Jego nowy gospodarz, pan Gustin Chambonniere, opowiada o wyczynach cesarza, którego porównywał do apokaliptycznej bestii. Był coraz bardziej przerażony. Obudził się następnego dnia w południe i zerwał się, aby szybko biec dalej za swoim oddziałem. Jednak gospodarze Go nie puścili. Po posiłku zaprowadzony został dalej w górskie lasy, gdzie znalazł schronienie w lepiance drwala. Drwal nie posiadał jednak pracy ani jedzenia dla dodatkowej osoby, dlatego dowiedziawszy się od Jana, że ten potrafi pisać i czytać, wysłał Go do niedaleko położonej wioski Pont, gdzie słyszał, że szukano nauczyciela. Po przybyciu do wioski okazało się jednak, że nauczyciela już przyjęto. Jan zwrócił się więc o pomoc do wójta, Pawła Fayot. Niewiele wójt mógł pomóc w sprawach pracy Janowi, ale zaprowadził Go do swojej bratowej, wdowy Klaudyny Fayot, gdzie odtąd Jan mieszkał i ukrywał się pod nazwiskiem Hieronim Vincent.

Ciężką niedolą było dla Jana ukrywanie się. Całe dnie spędzał w szopie, gdzie gospodyni ukradkiem przynosiła Mu jedzenie. W nocy sypiał w oborze. Ciężkie były też Jego myśli. Trapił się myślą o rodzicach, którzy na pewno musieli wiele wycierpieć z Jego powodu. Trapił się myślą o swym niespełnionym marzeniu, które nie tylko odsunęło się w czasie, ale bał się, że jego urzeczywistnienie nie będzie już możliwe. Największym bólem serca Jana była absolutna niemożliwość uczestnictwa we Mszy św., nawet niedzielnej. Gdy ludzie z wioski udawali się na Eucharystię, wówczas cierpiał srodze. Dopiero po dwóch miesiącach życia w ukryciu zdobył się na odwagę i zaczął opuszczać kryjówkę. Pomagał Pani Fayot przy pracach gospodarczych, uczył dzieci jej i wójta pisać, czytać i rachować. Uczył je również katechizmu. Do kościoła jednak nie odważył się pójść ze względu na żandarmów wciąż krążących po okolicy.

Wielka była w domu radość matki Jana, gdy po wielu miesiącach otrzymała wiadomość od syna. Pani Fayot wybrała się bowiem, za Jego namową, aby skorzystać z kąpieli zdrowotnych niedaleko Dardilly. Zatrzymała się w domu Vianney'ów i oddała list od Niego matce, która zalała się łzami szczęścia. Inaczej zareagował ojciec, który wiele zła musiał wycierpieć przez dezercję syna. Serce Jana znów rozdarł ból, gdy dowiedział się o cierpieniach rodziny.

Jan zdobywał się na coraz odważniejsze posunięcia, wychodził powoli z ukrycia, zaczął uczęszczać na poranne Msze św. do pobliskiego kościoła w Noes, gdzie poczciwy proboszcz namówił Go do sprowadzenia z Ecully książek i kontynuowania nauki. Na pracy, modlitwie i nauce mijał Vianney'owi czas, aż przyszła wreszcie wyczekiwana chwila, gdy uzyskał wolność. Zwycięski wówczas Napoleon ułaskawił wszystkich zbiegów pod warunkiem, że wrócą do służby wojskowej lub wystawią zastępców. W domu młodszy brat Jana, Franciszek Ksawery, okazał gotowość pójścia do wojska w zastępstwie brata. Jan przyrzekł zrzec się swojej części spadku na jego korzyść. Mógł więc wrócić do domu. Mieszkańcy Pontu, zrobiwszy składkę, kupili Mu na pożegnanie sutannę prosząc, by Mszę prymicyjną odprawił w ich kościele.

Szczęście Jana po powrocie do domu nie trwało długo. Uczył się w Ecully, ale w każdą niedzielę wracał do domu, aby być przy ciężko chorej, ukochanej matce. 8 lutego 1811 roku został pilnie wezwany do łoża umierającej matki. Udzieliła mu swego błogosławieństwa na przyszłą kapłańską drogę i odeszła do wieczności.

Sanktuarium Najświętszej Rodziny w Zakopanem
Jezu, ufam Tobie!
Powered by Webnode
Create your website for free! This website was made with Webnode. Create your own for free today! Get started